Różnic miedzy życiem, pracą i wypoczynkiem w USA a Europą jest milion – inne miejsce, inna historia, inna kultura. Jednak cześć z nich od razu bardzo rzuca nam się w oczy, szczególnie, jeśli przylatujemy do USA po raz pierwszy. Poniżej zebrałem dla was 19 najbardziej nieoczywistych, a jednak znaczących różnic pomiędzy Polską/Europą a Stanami.
- Napiwki
Napiwki w gastronomii USA to mus, to powody do kłótni wśród znajomych (mało kto chce chodzić jeść z kumplem, który daje małe napiwki), to powód do świętej wojny miedzy zwolennikami tak a nie, to powód do zakłopotania i niekiedy frustracji przyjezdnych z innych części świata.
To, że w niektórych krajach i miejscach daje się napiwki, w innych wg. uznania, a w jeszcze innych są wręcz źle widziane wie chyba każdy. W USA sprawa jest dość skomplikowana, bo tipuje się niemal każdego usługodawcę, ale choć gastronomia wiedzie tutaj zdecydowany prym to są miejsca, w których jemy, ale nie zostawiamy napiwku. O ile np. kierowca busa wypożyczalni czy boy hotelowy za podprowadzenie auta oczekują napiwku, to zadowolą się w sumie każdym banknotem i nie będzie wielkiego problemu z tym, że nie mamy drobnych albo jeszcze wypłaconych dolarów. Uśmiech, „Doceniam każdego Pańskiego dolara, Sir”, uścisk ręki i życzę miłego dnia. W dinerze czy restauracji za takie wytłumaczenie możemy dostać solidną wiązankę epitetów od kelnerki. Przybliżę wam na szybko zasady napiwków panujące w USA, choć nawet moi znajomi – obywatele USA z dziada pradziada mówią, że to raczej reguła kciuka i nie da się jasno określić gdzie i w jakiej wysokości powinno się zostawić napiwek.
- Jego wysokość to 10-25%, w zależności od miejsca, miasta i stanu,
- na zdecydowanej większości rachunków z gastronomii jest miejsce przeznaczone na gratyfikację, a pod nim tabelka z kwotami napiwku odpowiadającymi danym % – bardzo pomocna sprawa. Kwotę napiwku wpisujemy sami i zatwierdzamy ją podpisem. Jeśli na rachunku takiego miejsca nie ma (bary szybkiej obsługi, „europejskie” restauracje upscale) oznacza to z reguły, że obsługa została opłacona przez pracodawcę i napiwki są dawane według uznania. Dlatego „najbezpieczniej” jest zawsze płacić kartą; jest puste miejsce – dajemy napiwek, nie ma – dajemy wg. uznania,
- napiwek zostawiamy zawsze w dinerach i restauracjach, miejscach gdzie obsługa faktycznie obsługuje i „daje coś od siebie”,
- mało które bary szybkiej obsługi oczekują napiwków, choć również podają nam jedzenie, sprzątają itp. (fuck logic),
- napiwku będą oczekiwać także kierowcy taksówek korporacyjnych (chociaż ja zawsze polecam Ubera), nie tylko ze względu na koszt, ale przede wszystkim uczciwość). Standardowa stawka to 10% wartości przejazdu,
- obsługa hotelu zadowoli się 1-5$, w zależności od tego, w czym nam pomagają,
- wszyscy inni pracownicy wykonujący dla nas jakieś czynności – tankowanie, transport z lotniska do wypożyczalni firmowym busem itp. – napiwek jest bardzo mile widziany, ale nie obowiązkowy.
Wojna o napiwki została świetnie zrealizowana we „Wściekłych psach”:
- Reklamy usług prawnych
„Jechałeś pod wpływem? 30 Dni i odzyskasz prawko.”, „Dorobiła Ci rogi? Puścimy ją z torbami.”, „Aresztowali Cię? Dzwoń.”, „Błąd lekarza = szybki szmal.” „Weź z nami rozwód, następny dostaniesz za pół ceny.”. Hitem w tej materii jest znak 1-855-WTF-POPO
- Nieoszczędzanie surowców
Jeśli mieszkałeś kiedyś z Amerykaninem to wiesz o czym mowa. Mycie zębów? Woda od początku do końca odkręcona na maksa. 40 minutowe prysznice 2 razy dziennie, ogrzewanie prądem, silniki V8 w dostawczakach… Z surowcami nikt się nie liczy, bo są tanie i nikt nie próbuje wytłumaczyć obywatelom, że np. czysta woda to ograniczony zasób. Tak było, jest i zapewne jeszcze długo będzie. Niemniej patrzenie na to marnotrawstwo boli.
- Format daty, czasu, papieru, itp.
Amerykanie oparli swój system miar, dat itp. na różnych dziwnych założeniach, co dla ludzi spoza USA wywołuje uśmiech politowania. Najważniejsza różnica to zapis dat w formacie MM/DD/RRRR zamiast znanego na całym świecie DD/MM/RRRR. Prowadzi to czasem do nieprzyjemnych sytuacji (np. złe terminy dostawy, kupno biletu na 3 kwietnia zamiast 4 marca) lub podejrzeń sprzedawców, że nasz dowód osobisty jest fałszywy.
Temperaturę mierzą w Fahrenheitach, odległości w milach, jardach i stopach, wagę w uncjach (ale przy rzeczach „aptecznie” istotnych – w gramach…), objętości płynów w kwartach, galonach itp. Powoduje to przeogromne problemy przy przeliczaniu jednostek, zwłaszcza z różnych miar. Nie znam Amerykanina, który po empirycznym zapoznaniu się z systemem metrycznym, ideą formatu papieru A0-A19 itp. nie powiedział, że ich rozwiązanie jest do po prostu do dupy.
Najbardziej pokręcone jest amerykańskie formatowanie papieru – polecam obejrzeć poniższy film, szczególnie od 4 minuty:
- Ceny w sklepach bez podatków
Ceny w sklepach w USA nie zawierają podatku, więc tak na prawdę nigdy nie wiesz ile zapłacisz w kasie. Oczywiście możemy zapytać obsługi o „final price” konkretnego produktu (nie znajdziemy jej na cenówce), ale ile będzie kosztować nasz koszyk zakupów dowiemy się dopiero z paragonu. Sprawy nie ułatwiają:
- różne klasy podatkowe konkretnych produktów (podobnie jak w Polsce) w różnych stanach,
- różnice w wysokości podatku stanowego,
- rozporządzenia ilościowe: np. ciuchy do 150$ w stanie A mają tylko 3% podatku (powyżej tej kwoty 10%), a w stanie B w ogóle nie ma takich regulacji,
- dodatkowy podatek miejski w niektórych miastach
- Flagi, wszędzie flagi
Flagę w USA spotkasz wszędzie. Każdy sklep, urząd czy dom posiada flagę zawieszoną na maszcie. Flagę znajdziemy na kubkach, autach, naklejkach, ubraniach, w witrynach sklepowych i wizytówkach. O ile w szeroko pojętej „świadomości narodowej” nie ma nic złego, to umieszczanie flagi na stringach czy kuflach do piwa to kwestia sporna.
- Kolacja o 18
Dinner at 6PM (ew. o 6:30PM) to jedna z rzeczy, które robią niemal wszystkie bardziej tradycyjne domy w USA. Tradycja ta wywodzi się z przeszłości, kiedy USA bazowało na rolnictwie: ludzie wstawali skoro świt, ściemniać zaczynało się około 17-17:30, a paliwo do lamp itp. było stosunkowo drogie. Wracano więc z pól, jedzono kolację, pacierz i do spania. W erze przemysłowej, mimo powszechnie dostępnej elektryczności, utrzymywano ten stan rzeczy. Obecnie, choć cykl pracy i życia uległ znacznej zmianie, większość domów nadal pozostała wierna tej tradycji. Jedzenie kolacji tak wcześnie (kiedy chodzi się spać o 23-24) powoduje, że dość częstą sprawą jest nocny wypad na burgera czy burrito…
- Toalety
Toalety w różnych częściach świata różnią się od siebie. Kibel w Japonii to nie kibel w Polce i tak samo rożni się on od typowej ubikacji w USA. Po pierwsze drzwi do ubikacji do USA często zawieszone są na zawiasach sprężynowych (coś jak drzwi do westernskiego Saloon-u) i są najzwyczajniej w świecie bardzo małe; wchodząc do toalety widzimy opuszczone spodnie wraz z bielizną oraz piszczele innych korzystających. Po drugie zawsze, ale to zawsze szpara pomiędzy drzwiami a futryną jest gruba na przynajmniej palec. Amerykanie robią sobie żarty z tych szpar, wspominając o kontakcie wzrokowym z kolegami podczas dwójki. Ostatnią różnicą są same ubikacje. Stalowe, nieprzyjemne, z deską z wycięciem i spłuczką „nożną” lub w formie wajchy na rurze.
Skąd pomysł na szpary w drzwiach i małe drzwi? Na to pytanie nawet Google nie zna odpowiedzi. Jedno jest pewne – Europejczyk czuje się baaardzo nieswojo w (ogólnodostępnej) toalecie w USA.
- Cukier, cukier, cukier
USA stoi na cukrze (a raczej kukurydzy, z której robią syrop). Słodkie napoje w wielkich rozmiarach, wielkie paczki słodyczy, słodkie płatki na śniadanie i najohydniejsza rzecz ze wszystkich – słodki, miękki jak gąbka „chleb”. Jak można słodzić chleb?! Miłośnicy zdrowego, a powinienem raczej napisać normalnego trybu życia będą musieli uważać – marynaty, sosy, kremy i tym podobne wynalazki wręcz napchane są syropem glukozowo-fruktozowym. Pomijam już dziwny smak niektórych, dosłodzonych potraw, które normalnie z cukrem nie mają wiele wspólnego.
- Wszystko jest XXL
W Ameryce wszystko jest większe. Dosłownie. Domy, porcje jedzenia, zakupy, samochody, sklepy, tusze ludzi – wszystko w rozmiarze XXL. Ma to swoje zalety: silniki V8, miejsca parkingowe normalnych rozmiarów, czy darmowe dolewki w dinerach. Ale ma tez swoje wady: choroby cywilizacyjne, odległości miedzy miejscami oraz cienie olbrzymich miast. Tak czy siak trzeba się do tego po prostu przyzwyczaić i zaakceptować USA takim, jakim jest 🙂
- Sport
Sport w USA to show. Ludzie pasjonują się rozgrywkami już od poziomu studenckiego, a mecz na stadionie to wielkie wydarzenie dla fanów. W niektórych miejscach już kilka godzin przed meczem na parking zjeżdżają się ludzie, aby rozstawić grille i zacząć świętowanie. W przeciwieństwie do Polski, nie ma jedynego „sportu narodowego” – mocno promuje się wiele dyscyplin. Sportowcy są traktowani niemal tak samo jak weterani: przepuszcza się ich w kolejkach, mają specjalne zniżki itp.
- Darmowe dolewki
Woda/lemoniada w restauracjach w USA jest za darmo, za wszelkie inne napoje musimy zapłacić. W menu nie znajdziemy jednak żadnych opcji w stylu 0.33, 0.5, dzbanek itp. Płaci się za napój, a nie za kubek. W stanach takich jak Kalifornia czy Nevada takie rozwiązanie to dar niebios.
- Water fountains
Fontanny z wodą pitną spotkamy niemal w każdym miejscu publicznym. Muszę przyznać, że po powrocie z USA brakuje mi fontann z wodą. Spacerujesz latem po parku, czekasz na samolot, jesteś w centrum handlowym – chłodna woda pitna jest zawsze pod ręką.
- Znaki ostrzegawcze wszędzie i na wszystkim
„Zawiera jajka” na pudełku z jajkami, „Uwaga, gorąca kawa w środku!” na kawie to-go, „Zawiera soję” na kotletach sojowych, czy „Uwaga mokre!” na basenie – takie znaki i przypisy spotkamy w USA wszędzie. Chyba każdy słyszał o absurdalnych procesach w Stanach i to właśnie one powodują drukowanie takich informacji. Znaki ostrzegawcze to swojego rodzaju dupochron dla firm.
- Policja i jej wsparcie
Czy to centrum czy dzielnica na końcu miasta, amerykańska policja zjawia się na miejscu bardzo, ale to bardzo szybko. Co więcej, w razie problemów liczne wsparcie pojawia się po 2-3 minutach. Robi to nie tylko wrażenie, ale jest przede wszystkim elementem bezpieczeństwa funkcjonariuszy.
- Głośne zachowanie miejscowych
Turystów z Japonii poznasz po zdjęciach, Chińczyków po syfie, jaki po sobie zostawiają i nieszanowaniu zabytków, a Amerykanów po tym, że są głośni i mają swój specyficzny styl bycia. Może to drażnić, może denerwować, ale tak jest i nic z tym nie zrobisz. A wynika to w prostej linii z:
- Niewtykanie nosa w nie swoje sprawy
W Polsce (niestety) widok kogoś kupującego bułki w szlafroku w żabce pod blokiem budzi setki komentarzy, wskazań palcem i szyderczych uśmiechów. Para chłopaków spaceruje czy przytula się na ławce? Niektórzy dostają piany na sam widok.
Amerykanie mają gdzieś to jak żyjesz, jak wyglądasz czy co robisz w swoim wolnym czasie (oczywiście w granicach rozsądku). Dlatego po wodę do picia czy olej do kosiarki jedzie się w dresiku i bez make-up; pełen luz. Podczas śniadania w Hollywood, moim sąsiadem był aktor grający na co dzień w CSI i zupełnie nie przejmował się tym jak wygląda, czy wyjdzie dobrze na foto itp. I to właśnie jest piękne w USA – póki nikomu nie przeszkadzasz, rób co chcesz i żyj jak Ci wygodnie.
- Łazienki z jednego katalogu
Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale wygląd niektórych części łazienki w USA określony jest przepisami (odległość ubikacji od drzwi, przestrzeń wokół toalety itp.). Jest to jeden z wielu powodów, dlaczego spora część łazienek w miastach wygląda dokładnie tak samo. Plastikowa, lekko chropowata wanno-ściana z zasłonką, obok w rogu toaleta, dalej szafka pod lustrem z wbudowaną akrylową umywalką i wieszak na ręczniki. Ściany pokryte są jakąś plastikową emalią odporną na wodę. W większych mieszkaniach czy domach znajdziemy nieco więcej podłogi, trawertyn zamiast akrylu lub dodatkową umywalkę. I wszystko byłoby jeszcze ok, gdyby nie to, że po kilku/kilkunastu latach używania taka łazienka wygląda po prostu źle. Plastik rysuje się i żółknie, a design od początku wołał o pomstę do nieba. Łazienka w (nowym) polskim domu czy mieszkaniu to, w porównaniu do USA, wysokiej jakości materiały oraz szczyt smaku.
- Guacamole
Nie trzeba koniecznie jechać na zachodnie wybrzeże, żeby szybko zorientować się, jak dużą część populacji USA stanowią Latynosi (11% w 2006 i już ponad 17% w 2012 roku, a kolejny milion wniosków leży w urzędzie imigracyjnym). Nie pozostało to oczywiście bez wpływu na kuchnię. Od zachodniego wybrzeża aż do głębokiego centrum do wszystkiego dodaje się guacamole. I choć świeże i pyszne, to działa jak ryba i ryż w Japonii – po tygodniu, góra dwóch dziękowałem bogu za steka. Ten punkt to osobista opinia, bo np. moja dziewczyna była zachwycona takim stanem rzeczy i pochłaniała dziennie olbrzymie ilości zielonego sosu.
14 komentarzy
Polskie tłumaczenie filmu QT to „Wściekłe psy” 🙂 Bardzo ciekawy artykuł
Tak, już poprawiłem.
Brak słuchawka z prysznica wbudowana w ścianę. Wanna w hotelu taka że nie można się utopić. Pewnie niebezpieczny jest wąż z prysznica ktoś miglby sobie zrobić krzywdę.
I to regulowanie wody – najpierw woda, potem jej temperatura. Idiotyczne rozwiązanie.
Wygląd publicznych toalet wynika z ekonomii.
Są tak zrobione, żeby korzystać z nich tylko w ostateczności – oznacza to mniej sprzątania i niższe koszty utrzymania, a toaleta, chociaż wymagana prawem, na siebie nie zarabia.
A z drugiej strony rury do tych toalet mają średnicę taka u nas przy umywalkach i co rusz się zapychają.
Ale nie wszyscy Latynosi to Meksykanie. Tak, Meksykanie stanowią większość, ale nie zapominajmy o innych krajach
Ciekawa sprawa z tym, jak funkcjonują napiwki. A Uber od kilku tygodni też je z resztą wprowadził 😉
Tak, ale jak nic nie dasz to nikt Cię za to nie opluje 🙂 Uber je wprowadził, bo kierowcy i tak często mają słoiki na tipy i zdarzały się już napady po nie i kradzieże.
to prawda, nie trzeba, ale później z tego biorą się stereotypy, który naród jest szczególnie skąpy 😀
AD 17: „póki nikomu nie przeszkadzasz, rób co chcesz i żyj jak Ci wygodnie.” to nie jest piękne, tylko zatrważające. Dowód na upadek kultury bycia!
Ad 18, AD8, Czy to jakaś trauma z podróży, szczerze powiedziawszy nigdy na to uwagi nie zwróciłem, a gdyby tak było wszędzie, dosłownie wszędzie , przykułoby to moją uwagę, ale ja głównie znam zachodnie Wybrzeże, zarówno USA jak i Kanady .
AD 19: „Nie trzeba koniecznie jechać na zachodnie wybrzeże, żeby szybko zorientować się, jak dużą część populacji USA stanowią Meksykanie” chyba zapomniałeś dodać południowo-zachodnie, w Seatel czy Tacomie w stanie Washington, Przeważa człowiek Biały, na drugim miejscu są żółci i skośni, później ciężko mi odróżnić (Mulaci i inne mixy/ Rdzenni/Latynosi)
ad 17: jeden rabin powie tak, drugi rabin powie nie 🙂
ad 18: Niestety, czy wschód czy zachód, czy bogaty czy biedny dom – zdecydowana większość łazienek jest słaba. Pytałem o to moich przyjaciół z USA i dla nich to po prostu normalne, jedynie mieszkańcy mający korzenie w EU miewają inne łazienki (lub Ci z bardzo grubym portfelem).
ad 19: Wg. najnowszych raportów Latynosi stanowią już niemal 20% ludności USA i ich obecność jest bardzo widoczna. Oczywiście im dalej od meksyku tym bardziej biało, ale to właśnie ich miałem na myśli. Poprawiłem tekst, bo Meksykanie faktycznie wprowadza w błąd.
AD 17: to jest zdecydowanie piękne i tylko ktoś niespełniony, niezadowolony i chcący się pokazać lub mieć jak największą kontrolę nad innymi podważa osobistą autonomię człowieka. Moje życie i tylko ja mam prawo je przeżyć. Twoja mentalność jest typowo staropolska. A automatyczne ocenianie człowieka za nie postępowanie według odgórnie narzuconych przez większość (lub czasem mniejszość!) norm i reguł nie jest żadną kulturą tylko autorytaryzmem mającym zadowolić część społeczeństwa kosztem reszty. W Ameryce każdy człowiek, nie zależnie jaki, tworzy jedną wspólnotę do której coś wnosi. W Europie (teraz już raczej głównie wschodniej i południowej części) ludzie mający w danym momencie władzę kształtują społeczność według swoich upodobań a reszta która ma inne zdanie i nie chce się dostosować jest ograniczana, niesłyszana i musi tylko cierpieć i czekać póki to ona nie dojdzie do władzy i zrobi to samo – przemianuje państwo na swój pogląd a reszta będzie musiała to znosić. I tak w kółko. Wyznajemy zasadę „albo jesteś taki jak ja/jak wszyscy albo jesteś przeciw nam i nie masz głosu”.
W dużej części zgadzam się z twoim komentarzem. Można wiele mówić o USA, ale to jak wyglądasz i co robisz (w granicach przyjętych norm) jest dla ludzi spotykanych na chodniku zupełnie obojętne.