Hoteli butikowych w Polsce do całkiem niedawna, poza kilkoma znanymi wyjątkami, w sumie nie było. Pojedynczo otwierane obiekty często stanowiły widzimisię właścicieli i niestety w żadnym stopniu jakością nie odzwierciedlały olbrzymich nakładów w często bardzo dobre lokalizacje. Hotel to nie tylko miejsce do spania, to spójna koncepcja, to załoga z doświadczeniem, to restauracja, to dopinanie kropki nad i na każdym kroku. A każdy hotel butikowy, z racji swoich rozmiarów i naturalnych aspiracji do klasy upscale musi mieć się podwójnie na baczności. Na nasze szczęście w Polsce trwa rozkwit hotelarstwa i w ostatnim czasie otwarto dużo naprawdę dobrych obiektów, także tych mniejszych, ale skierowanych do bardziej wymagającego klienta.
Hotel Alter otwarto w 2014 roku w XVI – wiecznej kamienicy, którą do tego celu gruntownie odrestaurowano. Lokalizacja stanowi bez wątpienia atut tego miejsca – centrum Starego Miasta, ulica Grodzka – główny szlak prowadzący z Rynku Miejskiego na Zamek Lubelski. Elewacji i wejścia do hotelu nie sposób nie zauważyć (co nie zawsze jest takie oczywiste). Nad wejściem, tuż pod nazwą hotelu widnieje pięć symboli * – od momentu otwarcia do dziś jest to jedyny pięciogwiazdkowy obiekt w Lublinie.
Centrum ma też swoje wady: hotelowy parking jest bardzo niewielki, nawet jak na 13 dostępnych pokoi. Choć przy tego typu zabudowie nie ma się czemu dziwić, to Alter wybrnął z tej sytuacji obronną ręką – obsługa sama zajmie się naszym samochodem i przyprowadzi go, kiedy będziemy chcieli wyjechać.
Po wejściu do środka uwagę na pewno przykuwa „żywa” ściana kierująca gości do hotelowej restauracji, do której wrócę później. Po prawej stronie znajdziemy wejście do recepcji. Recepcja stanowi bardzo mocne otwarcie hotelu – przestronna, bogato urządzona i dobrze przemyślana. Ukierunkowana na swoją funkcję, ale nie w tak oczywisty sposób jak to ma zazwyczaj miejsce. Dokładnie na wprost wejścia umiejscowiono solidne biurko, przy którym odbywa się check-in. I to jest pierwsza rzecz, która odróżnia butikowy Hotel Alter od „standardowego” hotelu – jesteśmy przyjmowani na siedząco, w kameralnej atmosferze. Z racji niewielkiej liczby pokoi nie ma pośpiechu przy zameldowaniu, a ewentualni następni goście mogą w spokoju poczekać na kanapie w głębi recepcji.
Podoba mi się koncept recepcji, jako całkowicie osobnego pomieszczenia, sposób przyjęcia gości, umiejscowienie pionu wind bezpośrednio w pomieszczeniu, użycie starej belki jako głównego oświetlenia oraz zastosowanie pasującego do wnętrza, ciepłego światła. Samo zameldowanie przebiegło szybko i bez zastrzeżeń, zaoferowano mi zajęcie się samochodem i poinstruowano o godzinach pracy strefy SPA. Nie oprowadzono mnie po samym hotelu, ani nie odprowadzono do pokoju – słusznie, gdyż w Alterze nie ma to po prostu sensu. Na każdym (pół)piętrze znajduje się w zasadzie tylko jeden pokój, a restauracja, strefa rekreacyjna i SPA mają swoje osobne piętra.
Mój pokój, a w zasadzie powinienem napisać apartament znajdował się na pierwszym piętrze dokładnie naprzeciw windy, a jego okna wychodziły na podwórze, które w nocy zamieniało się w parking. Jako plus muszę zaliczyć drzwi (i okna), które były dźwiękoszczelne. Ustrzeżono się tym samym (niestety) częstego błędu, jakim są może i masywne drzwi do pokoju, ale bez odpowiednich zabezpieczeń przed niechcianym hałasem.
Wchodząc do środka trafiamy do przedpokoju, w którym oprócz szafy z sejfem i częścią na garderobę znalazło się miejsce na stolik z dwoma fotelami. Już w recepcji widać było, że nie zdecydowano się iść na skróty, jeśli chodzi o wystrój wnętrz, a przedpokój tylko to potwierdzał. Drewniane meble, skóra, materiały zasłon i podłoga współgrały ze sobą i były wysokiej jakości. W powietrzu dało się wyczuć bardzo delikatny, słodkawy zapach, ale nie był on w żadnym wypadku uciążliwy.
Przechodząc przez drzwi trafiamy do właściwego pokoju. Duża przestrzeń, wysoki strop, łóżko, biurko, krzesło, barek. Na pierwszy rzut oka bardzo minimalistycznie, wręcz pusto. Należy jednak pamiętać, że wnętrze ma nawiązywać do tych znanych z rycin i obrazów z epoki.
Pierwsze wrażenie pustki dość szybko mija, rozproszone przez cieple oświetlenie i wystrój wnętrza. Nie można nie zauważyć, że na wyposażenie nie szczędzono środków i przygotowano je dla wymagającego klienta. Materiałowa tapeta dobrze współgra kolorystycznie z odsłoniętymi cegłami, podłogą i bielą reszty ścian. W całym hotelu warto czasem spojrzeć w górę, gdyż tu i ówdzie zachowano lub starano się nawiązać do oryginalnych stropów. Nie inaczej było w moim pokoju, gdzie nad łóżkiem estetycznie odsłonięto dość spory fragment sufitu.
Centralnym punktem pokoju jest łóżko. To jego okala efektowna tapeta z motywem i to je zobaczymy jako pierwsze po wejściu do pokoju. Tylna ściana łóżka została skomponowana z nieregularnych, skórzanych wielokątów obramowanych drewnem. Po bokach zamontowano szafki nocne, choć szafki to w tym przypadku duże słowo. Całość prezentuje się naprawdę dobrze i pomimo swojego designu nie sprawia wrażenia przyciężkawego.
Materac nie należał do twardych, ale nie będzie powodować porannego bólu pleców. Bardzo przyjemna jest powierzchniowa warstwa materaca, z tak zwanym efektem pamięci. Zamiast standardowego przykrycia zdecydowano się na dwie narzuty z wyprawionej skóry, a przynajmniej z materiału, który świetnie ją udaje (wybaczcie – nie jestem ekspertem). Punkty do których muszę się przyczepić to brak gniazdek USB przy łóżku i, mimo równo złożonej kołdry oraz podsuszek, brak tego wrażenia idealnie gładkiego posłania, które zapewnia zazwyczaj spotykany w hotelach military-style bed (kiedy kołdra lub narzuta jest mocno zaciągnięta pod materac).
Drugim meblem w pokoju, który bez wątpienia zwraca na siebie uwagę jest barek. Dodatkowe oświetlenie oraz umiejscowienie we wnęce ze ścianą z odkrytych cegieł niewątpliwie kierunkuje na niego nasz wzrok i budzi ciekawość, co właściwie znajduje się w środku. Sam mebel utrzymano w tej samej stylistyce co łóżko, a główny trend wyznaczał w nim ciemny fornir drzwi.
Drzwi barku otwierają się nietypowo, bo nie dość, że ma on dwa piętra, to górne otwiera się od środka na zewnątrz, a dolne na prawo. Na górnym piętrze znajdziemy szkło do alkoholu, filiżanki oraz czajnik wraz z zestawem kawa/herbata. Na kilku półkach znalazło się też miejsce na przekąski oraz małą butelkę wina. Niższe piętro zaadaptowane zostało na dobrze wyposażoną lodówkę minibaru; ceny nie odbiegały od standardu hotelu. Mebel bez wątpienia robi wrażenie, a już na pewno mocno odstaje od tego, co zazwyczaj spotykamy nawet w pięciogwiazdkowych hotelach.
Patrząc dalej na prawo natrafimy na kolejny bardzo charakterystyczny element – olbrzymie przesuwne drzwi do łazienki. Zdecydowano się na dwie wielkie tafle mlecznego szkła, które pełniły funkcje drzwi oraz ściany za wanną. Takie rozwiązanie nadaje lekkości i nowoczesności wnętrzu, choć przyznam szczerze, że na początku obawiałem się ciężaru drzwi i ich stabilności. Jak się potem okazało – zupełnie niepotrzebnie.
Łazienka wpisuje się w ogólną konwencję pokoju, ale równocześnie stoi w do niego w kontraście. Części wspólne to minimalistyczne, ale nie puste wnętrze, bardzo duża powierzchnia, wysoka jakość materiałów i rozwiązania, których raczej próżno szukać w hotelach. To co odróżnia łazienkę od pokoju to przede wszystkim kolorystyka. Jest bardzo jasno, a w przeciwieństwie do pokoju zamontowano także mocne oświetlenie. Ściany i podłogi wyłożono bardzo dużymi kaflami z motywem marmuru, co dobrze wpisuje się w charakter upscale hotelu. W łazience postawiono na bardzo dużą wannę, która posiadała także słuchawkę prysznicową. Naprzeciw wejścia umiejscowiono kwadratową umywalkę wraz z dwoma półkami na kosmetyki, ręczniki itp. Czystość wzorowa.
W porannej toalecie na pewno pomagają olbrzymie lustra – tak proste, a zarazem tak efektowne rozwiązanie; jest to (niestety) element, który większość hoteli traktuje po macoszemu. Jedno z nich znajdziemy oczywiście za umywalką, a drugie, jeszcze większe, w rogu naprzeciw wanny.
Na ścianie oddzielającej pokój od łazienki zamontowano grzejnik/suszarkę do ręczników, a tuż obok termostatu rzecz, której bardzo próżno szukać w hotelach w Europie – radio. Choć czasem zdarza się, że w pokoju zabudowano system audio Bluetooth lub wyprowadzono głośnik z TV także do łazienki, to nadal jest to raczej ciekawostka. Tymczasem większość ludzi lubi posłuchać rano muzyki, wiadomości lub po prostu chce, aby „coś grało” podczas porannej czy wieczornej toalety. Radio w łazience było banalne w obsłudze, a głośnik(i) grały bardzo czysto. Dlaczego nie stosuje się tego rozwiązania w każdym hotelu?
Wychodząc z łazienki po lewej stronie znajdziemy masywne biurko wraz z krzesłem. Ładne i wygodne krzesło, duży blat – jako meble sprawują się idealnie. Jednocześnie z racji swojego charakteru nie nadają się do dłuższej pracy, a stosunkowo słabe i nieregulowane oświetlenie także temu nie sprzyja. Na biurku znajdziemy wszelkie informacje odnośnie funkcjonowania hotelu, strefy SPA itp.
W pokoju nie zapomniano także o telewizorze. Zamontowano go w rogu koło okien, naprzeciw łóżka. Z racji rozmiarów pokoju i wysokości stropów, w teorii każda przekątna wydawałaby się niewielka 🙂 Niemniej na wielkość TV w Alterze nikt raczej narzekać nie będzie. Niestety nie sprawdziłem pełnej oferty kanałów.
Trudno mi w kilku słowach podsumować pokój w którym spędziłem weekend i to bynajmniej nie z powodu niedociągnięć czy wpadek. Duża, choć dość minimalistyczna przestrzeń, urządzona z pomysłem i bez zbędnych oszczędności, gdzie każdy kolejny mebel czy element wyposażenia jest równocześnie highlightem całego pomieszczenia. Urządzając pokój ktoś dokładnie wiedział na jakiego klienta ukierunkowany będzie hotel, czego mu potrzeba i co należy zrobić, aby go choć trochę zaskoczyć, aby poczuł się on naprawdę wyjątkowo; bo właśnie taki jest ten pokój – wyjątkowy.
Hotel to nie tylko pokój. Obiekty chcące nazywać siebie luksusowymi muszą prezentować także odpowiedni poziom gastronomii czy strefy SPA. Z racji olbrzymich kosztów i niewielkiej liczby pokoi w hotelach butikowych spotkałem się już z brakiem restauracji i strefy odpoczynku lub współpracą z dobrymi restauracjami i gabinetami odnowy w pobliżu obiektu. Jak rozwiązano tę kwestię w hotelu Alter?
Restauracja Ego znajduje się na parterze budynku, naprzeciw recepcji. Skromny, ale stylowy i spójny wystrój, który najlepiej wygląda wieczorem w nieco stonowanym świetle. Rano wydawane są w niej śniadania dla gości hotelu, a mniej więcej od południa można zobaczyć tam także gości z zewnątrz. Wracając do śniadania – w zakątku restauracji znajdziemy 3 stoły z produktami. Na pierwszy rzut oka bardzo niewiele miejsca jak na hotelowe śniadanie, ale to wrażenie szybko mija. Do wyboru gości, oprócz standardów, przygotowano także kilka małych highlightów. Jednym z nich są skarby serowara, czyli polskie sery dojrzewające. Bardzo wspieram takie inicjatywy i szkoda tylko, że dolna deska była pusta. W Alterze nie dostaniemy „angielskich specjałów śniadaniowych” i chwała mu za to. Zamiast nich hotel proponuje jaja sadzone ze szpinakiem, naleśniki na słodko czy grillowane warzywa. Fajnym elementem są sałatki z kaszy czy warzyw – w tej formie rzadko spotykana rzecz w hotelach. Plus za dobre pieczywo.
Jednak prawdziwym śniadaniowym asem w rękawie jest karta śniadaniowa, którą znajdziemy na stoliku. Hotel proponuje w niej jaja na kilka sposobów i jedna propozycja była lepsza od drugiej. Kompozycja, sposób podania i smak przypomina raczej restaurację Ego wieczorem, a nie śniadanie w hotelu. Jeśli nie zjesz śniadania z karty to będziesz żałować.
Sama restauracja Ego to znany obiekt na mapie Lublina; znany w dobrym tego słowa znaczeniu. Zastanawiałem się jak streścić wam w kilku zdaniach to miejsce. Mógłbym napisać o świeżych i regionalnych produktach (np. ryba z polecenia Szefa Kuchni zmienia się w zależności od dostępności), o krótkiej, ale zróżnicowanej karcie, o daniach mięsnych z których Ego jest znane. Myślę jednak, że ranga i liczba nagród oraz oceny gości w sieci mówią same za siebie.
Czapek Żółtego Przewodnika Gault&Millau X razy pod rząd nie dostaje się za piękne oczy, tylko za bardzo dobrą kuchnię, dopracowane wnętrze i wybór trunków. Poprawienie oceny na rok 2018 i druga czapka wskazuje na to, że restauracja ciągle się nad sobą pracuje, co jest godne pochwały. W Ego jadłem parokrotnie i za każdym razem wychodziłem bardzo zadowolony. Każda pozycja z karty, chociaż wydawałoby się że znana i przewidywalna, zawiera oryginalną nutę smakową. Przykładem niech będzie tutaj kolendra w zupie rybnej, dressing z zielonego chili w przypadku sałat czy kapary w tatarze. Obsługa, sposób podania, smak i jakość – być w Lublinie i nie wstąpić choćby na deser… Grzech.
Wchodząc do windy zdziwiłem się, że ta niewielka kamienica posiada aż dwa piętra pod powierzchnią ziemi. Piętro minus 1 (i pół) to strefa SPA, a piętro minus 2 zajmuje basen wraz z saunami.
Przed przyjazdem dostałem od menadżera hotelu mail z informacją, że w weekend (z racji dni otwartych) może być ciężko z terminami w SPA i dobrze byłoby zarezerwować je wcześniej. Podszedłem do tej informacji raczej bezstresowo i… żałowałem. Pomimo kilku stanowisk i wystarczającej ilości osób załogi, cały weekend od rana do wieczora był wybukowany. Jedyne, co mi pozostało to obejrzeć strefę SPA z bliska.
Schodząc do podziemi, gładkie ściany ustępują odsłoniętej cegle, a naturalne światło ciepłemu oświetleniu. Strefa SPA została bardzo fajnie wkomponowana w piwnice kamienicy – łóżka do masażu znalazły swoje miejsce w wysokiej wnęce, która jedną ścianę dzieli z basenem. We wspomnianą ścianę wbudowano 2 wielkie akwaria, które pełnią niejako funkcję okna na basen i sauny. Bardzo fajny i efektowny zabieg.
Zjeżdżając na poziom -2 trafimy do strefy basenowej. Szczerze mówiąc po hotelu butikowym, w niewielkiej kamienicy w centrum starego miasta nie oczekiwałem zbyt wiele; spodziewałem się bardziej przysłowiowej sadzawki niż basenu olimpijskiego. Jednak i tutaj zostałem pozytywnie zaskoczony.
Pierwszy plus należy się za szatnie – pomysł na szafki i drzwi à la fornir wygląda bardzo dobrze i doskonale nawiązuje do mebli w hotelu. Przechodząc dalej trafiamy w końcu na basen. To, co od razu rzuca się w oczy to sucha sauna – zabudowana na środku, z podwyższeniem i trzema szklanymi ścianami; bardzo nietypowe (i odważne) podejście i tym samym mocny highlight. Chwilę później zauważamy sporych rozmiarów basen, jacuzzi oraz saunę parową, wbudowaną w ścianę tuż obok wejścia. Podobają mi fototapeta na szklanej ścianie przy wejściu (szczególnie podświetlona od drugiej strony), motywujące łacińskie sentencje oraz ściana w stylu gabionowym wzdłuż basenu.
Sam zbiornik jest na tyle duży, że spokojnie można w nim popływać bez ciągłych nawrotów, a równocześnie nie będziemy przeszkadzać osobom chcącym skorzystać z innych atrakcji basenu. Dobry ukłon w stronę rodzin z dziećmi to spora ilość akcesoriów i zabawek, ale największym plusem basenu w hotelu Alter jest to, prawie zawsze będziemy na nim sami, ewentualnie w niewielkim towarzystwie 🙂
Na koniec muszę wspomnieć o rzeczach, których na pierwszy rzut oka nie widać, a które stanowią dopełnienie standardu hotelu. Zapach w pokoju, w strefie SPA, na stole miesięczniki skierowane pod hobby konkretnego klienta, katalogi szwajcarskich zegarków itp. Świetnie rozwiązano także sprawę klatki schodowej – nieregularny kształt, drewno, cegła, beton i szkło zawsze wyglądają dobrze i nowocześnie. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że do jej oświetlenia zdecydowano się skorzystać ze światła naturalnego. Kropką nad i jest załoga: uprzejma, chętna do pomocy i co najważniejsze – kompetentna w swoich działaniach.
Podsumowanie
Hotel Alter to niewielki, ***** obiekt usytuowany w samym sercu Lublina, ukierunkowany na bardzo konkretnego klienta. Mimo swojego butikowego charakteru wszystko zostało w nim dopięte na ostatni guzik, w jakości jaką znam z najlepszych luksusowych hoteli sieciowych na świecie. Wyjątkowe pokoje, świetna restauracja, obsługa i bogata strefa SPA. Klejnot na hotelowej mapie Lublina (i nie tylko), z mojej strony absolutne MUST-SLEEP.
-
Lokalizacja
-
Personel
-
Pokój
-
Gastronomia
-
Cena/Jakość