STÓŁ na Szwedzkiej, Wrocław
Nie pamiętam już dokładnie jak trafiłem na STÓŁ na Szwedzkiej, ale chyba ktoś mi go polecił. Z pozoru niepozorna, kameralna miejscówka, ale na stronie ani jednego zdania mówiącego tym, że na Szwedzkiej 17a znajdziemy restaurację. Daleko od centrum Wrocławia, nie ma menu, nie ma cen, sztywnych godzin otwarcia, nie można „wejść z ulicy” i po prostu zjeść, fotki na insta to miks konkretnych kawałów mięsa i „rozmazanych” sałatek. Na pierwszy rzut oka ktoś tu nieźle namieszał i chyba nie bardzo ma pojęcie o prowadzeniu interesu z branży gastronomicznej…
STÓŁ to STÓŁ. I kropka.
STÓŁ na Szwedzkiej tak bardzo odbiega od znanego nam modelu restauracji, że Bogiem a prawdą to nawet nie wiem jak określić to miejsce. Studio kulinarne? Kulinarne atelier? Gotowanie na żywo? Kolacja u przyjaciela? Nic sensownego nie przychodzi mi do głowy. STÓŁ ma po prostu swój unikalny charakter: niebanalny pomysł, luźną formułę i charyzmatycznego szefa-kucharza-kelnera-akrobatę, który świetnie pasuje do tego miejsca.
Lokalizacja
Lokalizacja to największa bolączka STOŁU. Szwedzka 17a to nie centrum miasta czy główna ulica, ale nie to jest problemem. Pierwszy problem stanowi znalezienie miejsca parkingowego, a kolejny, znacznie większy, znalezienie wejścia. Google Maps i nawigacje samochodowe co prawda poprawnie pokazują lokalizację STOŁU, ale niestety prowadzą nas do celu zawsze od najgorszej możliwej strony – od ulicy Szwedzkiej. Powoduje to konieczność obejścia całego budynku i znalezienia właściwego wejścia, co nie jest takie łatwe, a w razie niepogody bardzo nieprzyjemne. No dobra, lokalizacyjnie STÓŁ na Szwedzkiej to może nie Champs Élysées, ale do ciemnych ulic San Francisco także mu daleko. Jest po prostu OK.
Wnętrze
Czysto, jasno i nowocześnie, ale nie surowo. Tuż po wejściu do naszego stołu (a są w sumie 3) podchodzi uśmiechnięty facet w kuchennym fartuchu i przedstawia się jako Grzegorz, szef tego dobytku. W oczekiwaniu na herbatę chwilę gawędzimy, ale w końcu przechodzimy do tematu jedzenia. Pierwsze pytanie nieco zbija mnie z tropu:
– Czego nie chciałbyś zjeść?
Kurczę, w normalnym wypadku usłyszałbym raczej „dzisiaj polecam to i to” albo „czy wybrali już Państwo napoje?”. Pytanie czego nie chciałbym zjeść w moim przypadku nie zawęża zbytnio pola do popisu kucharzowi. Poza lukrecją i zupą mleczną jestem w stanie zjeść absolutnie wszystko.
– W takim razie co chciałbyś zjeść?
To pytanie także nie jest łatwe. Mając przed sobą menu, restauracja jasno kierunkuje nasz wybór. W STOLE na Szwedzkiej jest inaczej. Grzegorz zapewnia, że jest w stanie ugotować niemal wszystko na co mam ochotę i wylicza mięsa które ma pod ręką, a raczej w pojemniku do sous-vide. Udaje nam się ustalić co trafi na stół i Grzegorz dołącza do swoich kolegów w kuchni.
Sama kuchnia jest dość niewielka jak na restaurację, całkowicie otwarta na klientów i wypełniona po brzegi sprzętem, składnikami i przyprawami. Na tych kilku(nastu) metrach pracuje 3 facetów i jakoś udaje im się nie wchodzić sobie w paradę.
Danie główne i deser
Na mój stół trafiły:
- policzki wołowe (gotowane 24h) podawane z grzybami i ziemniakami były tak delikatne, że dosłownie rozpadały się od dotknięcia widelca i świetnie komponowały się z grzybami i ciemnym sosem.
- Dynia zapiekana w figach i kilku gatunkach sera; mocny, niebieski ser pasował idealnie do delikatności policzków i smaku zapiekanej dyni.
- Żeberka w stylu BBQ. Spare ribs można zrobić w zasadzie tylko na dwa sposoby – wyjdą pyszne albo niejadalne. Z tych ze STOŁU pozostały tylko kości.
- „Fajna sałatka” jak określił to Grzegorz, okazała się półowocowym tworem z piernikową nutą. Bardzo nietypowe połączenie, ale także nie coś co zjedlibyśmy jedynie jako ciekawostkę.
- na deser: crème brûlée. Grzegorz podmienił w nim jednak wanilię na nieco inną przyprawę – polecam spróbować.
Oczywiście nie pamiętam wszystkich pomniejszych składników, przypraw i dodatków, ale o nie możecie zapytać na Szwedzkiej. Każde danie jakie trafiło na mój stół było niebanalne, należycie podane, odpowiedniej wielkości, nieco zmienione w stosunku do „standardowej wersji” i przede wszystkim pyszne. Równocześnie wszystko odbywało się w nieformalnej, domowej atmosferze więc nie mamy wyrzutów sumienia, że nie przyszliśmy w garniturze.
Ile kosztuje STÓŁ na Szwedzkiej? Na to pytanie ciężko jednoznacznie odpowiedzieć. Ceny nie są zbyt wygórowane i zależą głównie od użytych składników i naszych upodobań. Za dania wymienione powyżej dla dwóch osób zapłaciłem 181PLN.
Podsumowanie
STÓŁ na Szwedzkiej to zdecydowanie miejsce godne polecenia i jest ciekawą alternatywą dla innych dobrych, kulinarnych punktów na mapie Dolnego Śląska. To nie restauracja (więc ciężko oceniać go tymi samymi kategoriami), ale kameralne miejsce gdzie można skosztować świetnych dań. Jeśli nuży was typowa formuła restauracji to będąc we Wrocławiu koniecznie wpadnijcie, choćby na lunch.
- Lokalizacja
- Wnętrze
- Obsługa
- Kuchnia
- Cena/Jakość