Koniec 2017 roku lada dzień, pora więc na moje małe, podróżnicze podsumowanie minionego roku. Zbyt wiele się nie działo, ale mój obecny charakter pracy nie pozwala mi niestety na więcej. Tak czy owak cieszę się, bo udało mi się zorganizować kilka mniej lub bardziej spontanicznych wyjazdów, a mój główny cel, czyli (ponownie) zachodnie wybrzeże USA udało mi się zrealizować niemal według planu.
15 razy wsiadałem do samolotu, pokonałem ponad 40 000km w pociągach ICE i nieco więcej prowadząc cztery kółka. Rok 2017 zacząłem dłuższym weekendem w stolicy Rumunii. Od końca stycznia do początku maja musiałem niestety poświęcić się mojej pracy i szczerze mówiąc, pod koniec kwietnia nie mogłem się już doczekać wylotu do USA.
Cały trip mało nie doszedłby do skutku, bo gęsta mgła sparaliżowała lotnisko w Monachium i Berlinie więc mój samolot nie mógł wystartować. Opóźnienia przeciągały się w nieskończoność, a czas na przesiadkę był dość krótki. Całe szczęście, że tym samym samolotem lecieli także piloci mający pilotować samolot do Sztokholmu 🙂 Krótki sprint przez lotnisko i dalej szło już z górki. Sam trip po USA zaliczam do jak najbardziej udanych – poza kolejną awarią samochodu i faktem, że Wielki Kanion kolejny raz pokonał mnie swoją pogodą. Do trzech razy sztuka, więc mam nadzieję, że następnym razem w końcu uda się zaliczyć tę największą dziurę w ziemi tak jak należy.
Wracając z USA postanowiłem zrobić krótki stopover na Islandii i to była bardzo dobra decyzja. Te kilkanaście godzin spędzone w krainie ognia i lodu to jak teleport do innego świata. Utwierdziłem się tylko w przekonaniu, że Islandia powinna znaleźć się zdecydowanie wyżej na mojej liście TO DO.
Sierpień to moja ponowna wizyta w Bukareszcie – wspaniała pogoda (choć jak dla mnie zdecydowanie za gorąco), kuchnia i wiele niezapomnianych chwil. Polecam to miasto każdemu.
W połowie września poleciałem na Maltę, aby odpocząć nieco od panującego wtedy zimna i deszczy. Wyspa przywitała mnie nieziemskim upałem, silnym wiatrem (który uniemożliwił mi lot nad wyspą) oraz dobrą kuchnią. Z racji braku sezonu na ulicach było nieco luźniej.
Ostatnia podróż w tym roku to połowa listopada i wspaniałe Bergamo. Trafiłem na bardzo dobrą pogodę, małą ilość turystów i oczywiście wspaniałą włoską kuchnię, której jestem fanem.
Czy czegoś zabrakło? Mógłbym narzekać na zepsute auto, na wiatr na Malcie, śnieg w Wielkim Kanionie i moją trasę na Islandii – ale co by to zmieniło? Po raz pierwszy udało mi się z wyprzedzeniem zorganizować mój główny cel podróży na przyszły rok z czego jestem bardzo zadowolony. W planach mam jeszcze kilka pomysłów na mniejsze i większe tripy, ale co z tego wyjdzie – zobaczymy.
Ze swojej strony życzę Wam masy szczęśliwych kilometrów w podróży, wygodnych łóżek w hotelach, żadnych opóźnionych lotów i wielu promocji na połączenia. Wesołych Świąt i szczęśliwego Nowego Roku!
2 komentarze
Uwielbiam pisać swoje podróżnicze podsumowania, jak i czytać czyjeś, w których można znaleźć sporo ciekawych inspiracji. U mnie w tym roku rekordowe 22 loty i już kilka na przyszły rok zaplanowane.
P.S. Nie wiem jak to się stało, że jeszcze nigdy nie byłem w Bergamo…? 😀
Rownież życzę samych udanych podróży w 2018 roku i niezapomnianych przeżyć, by zawsze było o czym pisać na blogu 😉 Pozdrawiam